wtorek, 14 kwietnia 2009

Kieliszek Kina

W kwestii wina myli się nawet James Bond. Ale i tak jest najważniejszym w świecie kina ambasadorem tego trunku.


Nadszedł czas, by obalić jeden z najbardziej fałszywych mitów popkultury. Ulubiony trunek Jamesa Bonda? Wódka z martini? Wstrząśnięta, niezmieszana? Ależ skąd. Szampan Dom Perignon. Agent 007 to wedle popularnej dziś w marketingu terminologii filmowy ambasador tej marki, a może raczej ambasador wina w ogóle, a szampana w szczególe. Na każdy z 22 filmów przypada po jednej szklaneczce wódki z martini, ale po szampana sięga Bond niemal dwa razy częściej. Regularnie pija czerwone wino (10 razy), a zdarzało mu się też kosztować porto i sherry.
Z tym ostatnim wiąże się jeden z najbardziej absurdalnych dialogów Bonda. W „Diamenty są wieczne" (1971) Sean Connery, pijąc sherry, popisuje się wiedzą. „Rocznik 51!" - komentuje zawartość kieliszka. „Sherry nie ma roczników! - oburza się M. Okazuje się, że agentowi chodzi o 1851, datę założenia solery, czyli pierwszy rocznik, pochodzący od sławnego producenta. Rozpoznanie tego po smaku jest oczywiście niemożliwe. Cóż, nawet James strzela czasem gafy. Słynna jest jego deklaracja z „Goldfingera" (1964; Sean Connery) dotycząca temperatury serwowania szampana: picie Dom Perignon '53 cieplejszego niż 38°F (3,33°C) to jak słuchanie Beatesów bez nauszników. Tymczasem jest dokładnie na odwrót: podanie tego szampana w tak niskiej temperaturze pozbawia go właściwego aromatu.

Bond nie jest natomiast ortodoksyjny, jeśli idzie o roczniki. O Dom Perignon spiera się już w pierwszym z serii „Doktorze No" (1962; Sean Connery). Gdy w czasie kolacji z doktorem chwyta za butelkę szampana niczym za broń, tamten uspokaja go słowami: „To Dom Perignon 1955, szkoda byłoby stłuc". Bond ripostuje: „Wolę 1953" (podobnie jak Marylin Monroe). Oba roczniki oceniane są bardzo dobrze, jednak nie tak wysoko jak wielki 1952. Bond docenił go wiele lat później w „Szpiegu, który mnie kochał" (1977, Roger Moore), mówiąc o swoim wrogu Strombergu: „Człowiek, który pije Dom Perignon 1952, nie może być całkiem zły". Najgorszego wyboru, jeśli chodzi o rocznik, dokonuje „W służbie Jej Królewskiej Mości" (1969; George Lazenby) - prosi o 1957. Doprawdy, fatalny, nawet jeśli popija się nim kawior z bieługi. Trudno się dziwić, że George Lazenby błyskawicznie rozstał się z rolą. 007 chętnie sięga po wina z Bordeaux. W finałowej scenie „Diamenty są wieczne" (1971; Sean Connery) prowadzi dyskusję na temat Mouton Rothschilda 1955 z zabójcą podszywającym się pod kelnera. Ignorancja mordercy
(i fatalna woda kolońska) przekonuje Bonda, z kim ma do czynienia.
Nie pierwszy zresztą raz. W „Pozdrowieniach z Rosji" (1963; Sean Connery) 007 rozpoznaje złoczyńcę w towarzyszącym mu przy kolacji w Orient-Expressie panu Grancie po tym, jak ten zamawia do ryby chianti. „Białe?" - pyta zdumiony kelner. „Nie, raczej czerwone" - odpowiada Grant (i słusznie, bo białe chianti nie istnieje). Bond swoją solę popija szampanem Taittinger Blanc de Blanc (marka pojawia się często w książkach lana Fleminga, w filmie tylko raz). Wiele lat później, w tym samym ekspresie mknącym do Czarnogóry („Casino Royal"; 2006; Daniel Craig) 007 sam będzie raczył się czerwonym winem, choć, oczywiście, nie będzie popijał nim ryby. I nie będzie to chianti, lecz St. Emilion (konkretnie Chateau Angelus). Producentka filmu Barbara Broccoli zwróciła się o kilka butelek sławnego premier grand cru do właściciela posiadłości Huberta de Bouarda. Ten postanowił przekazać filmowcom rocznik 1990 (w skali Parkera 96 punktów na 100). „Zdaje pan sobie sprawę - usłyszał w odpowiedzi - że Bond zasługuje co najmniej na rocznik 1982?". Rocznik 82 to prawdziwa legenda - 100 na 100 punktów.

Jak widać, na winie zna się nie tylko James Bond, ale i rodzina Broccoli, która cykl o agencie 007 od 45 lat utrzymuje na ekranach. Znać się zresztą powinna, skoro odpowiada za sukces filmu będącego apologią snobizmu. W cyklu o agencie 007 antyglobalistyczna guru Naomi Klein mogłaby znaleźć materiał na kolejny rozdział do swojego „No logo" i pokazać kult wielkich marek
zniewalający współczesnego człowieka. A trunek z Szampanii przez dziesięciolecia był najważniejszym ekranowym symbolem snobizmu i dobrego smaku.

TOMASZ PRANGE-BARCZYŃSKI
ZNAWCA WIN, REDAKTOR NACZELNY MAGAZYNU WINO